„Zimowy bal” – powieść w wykonaniu Gabrieli Bartosiak

Po raz pierwszy na naszej stronie mamy możliwość publikowania powieści skromnej ale niesamowicie utalentowanej młodej pisarki – mieszkanki Niemstowa GABRIELI BARTOSIAK. Tworzy wspaniałe, nietuzinkowe historie w domowym zaciszu, pozwalając jak do tej pory przeczytać je tylko niewielkiemu gronu przyjaciół. Jest o tyle cenną pisarką zwłaszcza dla nas mieszkańców Niemstowa, że możemy się stać bohaterami jej powieści ponieważ jej historie związane są z Niemstowem oraz jego historią.

PS.

Gabrysiu dziękujemy!

POLECAM I ZAPRASZAM DO LEKTURY….

  • I znów do tego Niemstowa …
  • Nie dramatyzuj, odwiedzamy babcię i tak już zdecydowanie zbyt rzadko.
  • Podrzuć mnie do cioci do Lubina, tam jest przynajmniej galeria, jakiś park. A tam jak zwykle będę się nudzić łażąc w polach. Przyjadę razem z ciotką na wigilię, obiecuję !
  • Po pierwsze moja droga ciocia pracuje praktycznie do samych świąt, po drugie jedziemy pomóc babci w przygotowaniach. Świeże powietrze na polach też Ci nie zaszkodzi. Weźmiesz na spacer Pimpusia to będzie w niebo wzięty, babcia już nie ma tyle siły i biedak lata tylko po podwórku.

 

Mniej więcej tak wyglądały coroczne rozmowy Zuzi z mamą przed wyjazdem z Wrocławia. Od kiedy dziewczyna stała się nastolatką uroki wsi przestały do niej przemawiać. Każdego roku mama brała urlop i spędzały razem z babcią cały tydzień przed świętami. Kiedyś to była atrakcja…babcia miała krowy, świnie, gęsi, kaczki, kury, króliki. Zuzia jako mała dziewczynka uwielbiała ją odwiedzać, czuła się jak w prywatnym ZOO, z tym, że tu nie było tych bzdurnych tabliczek – Nie karmić zwierząt. W Niemstowskim babcinym Zoo zwierzęta, ku uciesze dziewczynki, karmić było wręcz trzeba. 

Babcia pozwalała na dużo więcej niż mama, moża było się brudzić, ale brudzić tak, że ciuchów albo nie opłacało się już prać, albo moczyły się całą noc w starej miednicy, by wrócić do jako takiego stanu używalności. U babci nie było złej pory na słodycze, ale nie takie zwykłe. Gdy jeszcze miała piec, piekła najpyszniejszy, najpiękniej pachnący chleb pod słońcem, który smarowała domowym masłem i posypywała cukrem. Taki słodycz podawała wnuczce dotykając palcem czoła i mówiąc “ eee miękkie jeszcze, możesz jeść”. To był taki babciny test na sytość, w który jako dziecko Zuza święcie wierzyła a poźniej już tylko nostalgicznie ją rozbawiał, przypominając dzieciństwo. Choć dziewczyna teraz była w fazie bycia wege i fit, na wspomnienie tego nadal jej ślinanki pracowały pełną parą.  Z roku na rok, jednak wraz z postępującym wiekiem babci zwierząt robiło się mniej, a i chęć, i ekscytacja u Zuzy też malały.

Bardzo kochała babcię, ale czasy wyjadania ziemniaków z parnika i uciekania przed szczypiącymi w pupę gęsiami bezpowrotnie minęły. Teraz wizyta w Niemstowie to była jedna wielka nuda, przeplatana szalonymi tańcami po podwóku w poszukiwaniu zasięgu, który jej telefon miał tam dokładnie w dwóch miejscach – na studni i pod starym bzem.

  • No to witamy u Białej Damy…

Powiedziała pod nosem Zuza, gdy zjechały autem z głównej za śnieżnej już drogi zaraz za znakiem Niemstów. Babcia mieszkała w jednym z pierwszych domów przy wjeździe, co zawsze dawało dziewczynie złudne poczucie, że jak będzie chciała to parę kroków na busa i wróci do znajomych do Wrocławia. Nigdy jednak tego nie zrobiła, sama przed sobą się do tego nie przyznawała, ale nadal bardzo lubiła atmosferę tej wsi. Mieszkało też w okolicy jej ulubione kuzynostwo, z którymi utrzymywała kontakt między wizytami.

  • Nie mów tak na babcie! Na Boga przecież wiesz jaka to tragiczna historia z tą Damą. To wcale nie jest zabawne. Już myślałam, że z tego wyrosłaś…

Biała Dama – tak nazywali babcię z kuzynami, oczywiście jak nie słyszała. Po pierwsze gdy byli mali babcia opowiedziała im legendę, czym załatwiła im szereg bezsennych ze strachu nocy- historię tragicznej miłości śpiewaczki operowej i pewnego rozbójnika, zakończoną śmiercią obojga. Śpiewaczka miała utopić się w miejscowym stawie i teraz nawiedzać jego okolice. Drugim powodem było to, że odkąd pamiętali  miała idealnie białe włosy, zawsze ułożone w drobne loczki. Babcia bardzo dbała też, aby wyglądać ładnie i elegancko w każdej sytuacji. Nawet jej strój do obrządku i dojenia gdy miała jeszcze krowy, czyli chusta na głowie i fartuch, zawsze były w piękne najczęściej czerwone kwiaty i do siebie doskonale pasowały – stąd dama.

     Biała dama – babcia Zuzy uwielbiała opowiadać różne historie i legendy. Za każdym razem gdy się widziały babcia miała parę nowych, niby gdzieś zasłyszanych, przeczytanych, ale Zuza była pewna, że babcia wymyśla je sama.

Wjechały otwartą bramą na posesję , od kiedy była nowa droga, chodniki, i przystanki autobusu miejskiego, zrobiło się z tu niemal przedmieście Lubina, ale klimat babcinego podwórka pozostał niezmienny. Auto powoli sunęło bo wyboistym lekko ośnieżonym terenie, minęło jabłonki i ule, Zuza od razu sobie przypomniała, jak wyglądała przygoda jej kuzyna z pozyskiwaniem miodu. Choć szło mu świetnie to niemal każde ugryzienie, kończyło się wizytą na SOR i opuchniętą twarzą, sprawiającą,że bliżej mu było do gremlina niż człowieka- biedak okazał się uczulony. Było to mało zabawne, jednak wspomnienie to jakoś ją rezweseliło, rodzinny czarny humor – pomyślała. Zaprakowały pod starym rozłożystym bzem, który wiosną był najpiękniejszym punktem podwórka i miejscem spotkań zarazem. Mało było przyjemniejszych rzeczy niż, picie kawy zagryzanej ciastem z ciociami babcią i kuzynami w chłodnym cieniu będąc otoczonym niepowtarzalnym zapachem majowego bzu.

Zuza z mamą wzięły bagaże z auta i pokonując dwa schodki ganku, stanęły przed drzwiami. Babcia już czekała, w starannej fryzurze, intensywnie czerwonym swetrze i pięknej plisowanej granatowej spódnicy a jej twarz jaśniała radością jak zawsze gdy się zjawiały. Dziewczyna coraz częściej zauważała w błękitnych oczach babci skrzące się iskierki łez radości i wzruszenia w momentach, gdy się pojawiały a jeszcze wyraźniejsze, gdy odjeżdżały. Nigdy nie wiem kiedy to już ostatni raz spotykamy się w tym gronie, ja nie młodnieje moja droga – mówiła babcia.  W tym momencie Zuza zawsze myślała, że faktycznie powinna odwiedzać babcię częściej.

Weszły do kuchni, babcia okazało się, nie była sama. Siedziały z koleżanką Helenką i popijały gorącą herbatę z wiśniową wkładką – dla kurażu oczywiście – jak zgodnie dodały. Dziewczyna z mamą, od wejścia musiały odpowiedzieć na pytania – co jadły, kiedy i dlaczego tak mało, następnie zostały usadzone przy stole i odpowiednio nakarmione. Mama dostała nawet wzmacnianej herbatki, co przypłaciła bordowymi rumieńcami na policzkach. Bardzo miło było w tej babcinej kuchni, stary piec kaflowy dawał przyjemne ciepło i ten niepowtarzalny zapach palonego drewna, za oknem sypał śnieg grubymi płatami. Kobiety siedziały, rozmawiały, wspominały a pod wieczór przyszedł czas na ich ulubione bajanie – babcia z Helenką na zmianę zaczęły opowiadać, czego nowego się dowiedziały na spotkaniu w bibliotece,

  • Jak wiecie Niemstów kiedyś nazywał się Książęce Uroczysko, były tu aż trzy pałace. Przy okazji tego, że zbliżają się święta dowiedziałyśmy się, że lata temu były organizowane tu najpiękniejsze zimowe bale. Zjeżdżali się możni z całej okolicy !
  • Zimowe bale ? Na dworze ? – Zapytała Zuza
  • Nie do końca na dworze, pierwsza część oficjalne tańce właśnie w tych pałacach a później rozpalali ogromne ognisko gdzieś w pobliżu, gdzie spotykali się wszyscy i tańczyli, i pili do rana ! Coś jak nasze imprezy organizowane na sali za drogą, co Halinka ?- babcia zwróciła się do koleżanki – Legendarne !  Ale to historia na inny dzień.  Wracając do tematu W pierwszy dzień świąt 25 grudnia służba stroiła największe sale w pałacach i wybierali jedno wspólne miejsce na ognisko. Najedzeni, ogrzani winem uczestnicy bali ubierali futrzane czapy płaszcze i rękawice i ruszali w umówione miejsce, na wspólne ognisko i śpiewy.
  • Brzmi bajkowo babciu ale czy to prawda? Nie zostałby po tym jakiś ślad w literaturze, jakieś wspomnienia?
  • Dziecko a co po tej wojnie zostało? To co ludzie cudem pochowali…

 

            Tak minął pierwszy wieczór i noc… Poranek u babci był zawsze leniwy i pyszny. Jak już się pokonało chłodny korytarz, witała cię ciepła pachnąca jajecznicą i kawą kuchnia. W tej błogiej atmosferze Zuza zapomniała o Instagramie i Facebooku, całymi dniami powoli przygotowywały się z babcią i mamą do świąt, to lepiły pierogi, to stroiły dom lampkami. Popołudniami spacerowała z Pimpkiem po polach, co okazało się super przyjemne. Wieczorami gdy mama z babcią coś jeszcze pichciły, ona siadała za starą maszyną do szycia w kącie kuchni i czytała babcine książki, stare bajki i senniki, które fascynowały ją od dziecka. U babci jak to się mawia- drzwi się nie zamykały – w tym domu każdy mógł liczyć na kawę, ciasto i pyszne jedzenie, dlatego też rodzina bliższa i dalsza oraz liczne grono znajomych często z tego korzystali. Ta magiczna kuchnia – centrum domowego wszechświata- całe dnie była pełna ludzi i historii. Wystarczyłoby spisać wszystko co się tu opowiada i byłoby na trzy książki – pomyślała Zuza.

            W wigilijny wieczór – do Niemstowa zawitali wszyscy – dojechał tato Zuzy z Wrocławia, kuzyni ciotki wujkowie. Zrobiło się gwarno kolorowo i przemiło. Babcia z mamą świąteczny stół przygotowały najpiękniej i najpyszniej jak można sobie wyobrazić, oprócz tradycyjnego barszczu z uszkami, ryby, pierogów czy gołąbków była kutia – nazywana w rodzinie “kucią” – słodkie i przepyszne danie, które babcia przygotowywała z przepisu jeszcze swojej prababci. Pod obrusem było tyle siana, że szklankom ciężko było stać prosto – to wszystko na szczęście, tak ma być- mówiła babcia upychając ku niezadowoleniu mamy jeszcze jedną garstkę.

            Jak co roku po uczcie wszyscy dzieli się na grupki, kto z kim idzie, kto z kim jedzie i całą rodziną wybierali się do kościoła. Zuza uwielbiała Pasterki w Niemstowie, co jak co ale ludzie tu mają płuca, młodzi i starsi zgodnym chórem śpiewali kolędy – a niepowtarzalna atmosfera zabytkowego kościoła sprawiała, że święta u babci bez wizyty tu straciłyby osiemdziesiąt procent swojego czaru i baśniowości. Po nabożeństwie Zuza z kuzynostwem najchętniej wracali piechotą, żeby rozchodzić pierogi – jak to mawiali, ociężali po wigilijnym objadaniu się. Tak zrobili też dziś.

 

  • Zuza pójdziemy inną drogą, przez park, byłaś tu ?
  • Nie raczej koło domu się kręciłam i trochę w parku za drogą
  • A to dużo straciłaś, mają tu nowy mostek i ścieżki wokół jeziora.
  • Teraz, po nocy chcecie tu iść ?
  • Mamy telefony latarki i trochę grzanego wina …na zimno. Damy radę ! Zobaczysz będzie super.
  • Grzaniec na zimno…jakoś mnie to nie przekonuje, ale dobra, i tak się ledwo ruszam po tym jedzeniu, przyda mi się spacer.

 

            Zaraz za kościołem skręcili w stronę placu zabaw, za którym faktycznie powstał uroczy drewniany mostek. Muszę tu przyjść w dzień porobić zdjęcia, z tym śniegiem jest tu przepięknie- pomyślała Zuza. Szli parkiem, popijali wino i rozmawiali gdy nagle między drzewami błysnęło. Po parku coś jechało – widać było światła. Co za ludzie nic nie poszanują, tu nie można niczym jeździć- powiedział jeden z kuzynów. To jest powóz ! – Krzyknęła dziewczyna – nie słychać silnika a jedzie, ej teraz widzę ! To jest kareta ! Ale czad ! Zeszli na bok, przepiękna kareta zaprzęgnięta w ubrane w kraciaste kubraczki konie minęła ich, jakby ich nie było i pognała w stronę mostku. Co to było ?! – powiedzieli chórem. Nagle zobaczyli kolejne światło zmierzające w ich stronę, a za nim jeszcze jedno. Zeszli ze ścieżki i obserwowali – w przeciągu dziesięciu minut minęło ich takich karet, jak poprzednio chyba z sześć. Ludzie w środku coś podśpiewywali, rozmawiali i śmiali się  ale jakby ich nie widzieli. Jest już grubo po północy, o co tu chodzi ? -Zastanawiali się, nagle też chórem powiedzieli – Wracamy ! Musimy zobaczyć kto to i gdzie oni jadą.

            Wrócili. To co zobaczyli chcieli zgonić na tego zimnego grzańca, ale było go za mało na zbiorowe halucynacje. Za mostkiem nie było już placu zabaw, w jego miejscu stał pałac otoczony fosą a obok paliło się ogromne ognisko wokół którego stali ludzie w płaszczach i czapach z innej epoki. Niedaleko drogi stały te wszystkie karety a konie leniwie podjadały siano podane im w ozdobnych skrzynkach. Ludzie stali stłoczeni w jednym punkcie i słuchali jak zaczarowani, pięknej śpiewaczki w białej sukni wystającej spod ogromnego białego futra.

 

  • To ona! To Biała Dama ! – powiedziała Zuza.
  • Oni nas nie widzą – wyszeptał kuzyn – chodźcie bliżej.

 

Podeszli, słuchali jak zaczarowani, bo kobieta zaśpiewała przepięknie, a to wszystko to przecież musiała być czysta magia albo sen. To nie mogło być naprawdę.  Gdy skończyła wszyscy bili brawo i wrócili do tańców i rozmów w grupach. Biała dama lekko skłoniła się w każdą stronę, w stronę Zuzy z kuzynami także – lekko się uśmiechnęła i pomachała ręką, jakby ich wyganiając.

Nasza grupka młodzieży lekko się tego wystraszyła, że jednak ktoś ich widzi. Spojrzeli na zegarki – było już po pierwszej – rodzina się martwi. Biegli całą drogę do domu, na miejscu zaczęli chaotycznie opowiadać co widzieli, co słyszeli. Byli na siebie źli, że nie zrobili zdjęć – ale czy duchy wychodzą na zdjęciach ? W połowie opowieści zorientowali się, że babcia lekko się uśmiecha a na koniec powiedziała tylko.

  • Cieszę się, że wrócili.

         – Wrócili ? – zapytali wnukowie razem.

    – Wiecie, że zawsze mówię, że mieszkam w magicznym miejscu. Wielu rzeczy nie rozumiemy i nie pojmiemy nigdy, ale to, że dzieją się cuda trzeba umieć zauważać, nie starać się zrozumieć, tylko cieszyć się nimi, Wy jesteście moimi cudami a oni…ich dusze pewnie co roku chciały wracać do radosnych chwil, które tu w święta spędzały. Sami wiecie jak tu jeszcze niedawno było, park zaniedbany, zarośnięty a teraz ! No pięknie jest co ? Tak to już jest, że czasem nowe pomysły i  siły uwalniają stare duchy, dając im energię by trwać i wracać. I oni, i ONA wrócili.

 

Te święta Zuza i jej kuzyn zapamiętali na zawsze, a czy Zimowy Bal będzie się odbywał co roku obiecali sobie już zawsze sprawdzać. A wy ? Gdzie idziecie na spacer po Pasterce ?

 

received_745216416274810

 

Author: Andrzej Olek

Share This Post On