Płatki chabrów, rumianku i maków – opowiadanie

Z okazji Dnia Niepodległości – dzielę się moim opowiadaniem. Zainspirowanym prawdziwym odkryciem, we wsi Dąbrowa (okolice Polkowic).  Historia, która chcę opowiedzieć nie pokrywa się bezpośrednio ze świętem, jednak to co chciałam przekazać już tak.  Żadna niepodległość, nie jest nam dana raz na zawsze, może nadejść czas, kiedy znów będziemy musieli o nią zawalczyć. Na każdej wojnie (także tej małej, codziennej bitwie), mimo rozkazów czy głosu większości – trzeba pamiętać o tym, aby pozostać człowiekiem i słuchać swojego serca. Bo po drugiej stronie – też jest człowiek.

Miłej lektury ☺

Płatki chabrów, rumianku i maków

Paryż, Francja 1940 r
Kamienica na krańcach miasta, wdowa i jej trzech synów.

To nasz obowiązek, maman* !
*maman – fr.mamo
Jesteście jeszcze tacy młodzi cherie**…
** cherie – fr. kochanie
Podjęliśmy decyzję, nie będziemy się chować w domu gdy Europa płonie ! Nie na takich mężczyzn nas wychowałaś maman.
Z tej wojny nikt nie wraca żywy…co ja bez was pocznę…
Wywalczymy Ci pokój i wolność ! Liberte ! Liberte !

I poszli… z odwagą w sercu i pieśnią na ustach, jak wielu młodych chłopców przed nimi. Zostawiając dumną, ale i zmartwioną matkę. Polityczne rozgrywki targające ówczesną Francją jednak sprawiły, że ich historycznie już nazwana “dziwna wojna” nie rozegrała się po myśli naszych młodych zapaleńców. Gdzie bohaterstwo ? Gdzie poświęcenie ? Gdzie chwała ?
Niemcy z miesiąca na miesiąc jednak, potrzebowali więcej żołnierzy i tak trzej bracia początkowo jako jeńcy, później wbrew własnej woli, jako żołnierze zostali wcieleni do armii niemieckiej. Tak przybyli do Polski.
Wraz z mijającym czasem, nasi bohaterowie zaczynali rozumieć, że w wojnie nie ma nic szlachetnego. Z każdym dniem stawało się dla nich jasne, że walka za idee przy cierpieniu jakie powoduje, ma znikome znaczenie. Pojęcie tego, że to kto po której jest stronie, jest tak przypadkowe sprawiło, że trzej francuscy bracia znaleźli swój sposób na tę wojnę. Pomaganie.
Bracia pomagali wszystkim, bez względu na narodowość czy poglądy, ratowali życie- uprzedzając mieszkańców wiosek przed nadciągającą armią – ryzykując swoim losem, maszerując nocami, aby być krok przed wrogiem. Po czym po cichu wracali do obozu. Pomagali też swoim oprawcom, opatrywali rany, nosili rannych. Człowiek to człowiek, każde życie jest ważne.
W czasach, gdzie nie jest oczywiste kto jest wrogiem, kto przyjacielem, działali sercem widzieli człowieka a nie pochodzenie. Wieczorami znajdowali zawsze zagajnik oddalony od obozu, rozpalali ognisko i śpiewali francuskie pieśni, patrząc w gwiazdy. Nie było nocy, kiedy nie planowaliby ucieczki – powrotu do domu, do matki. Sytuacja w Europie była jednak tak dynamiczna, a ich przydatność dla wojska z każdym dniem bardziej doceniana, że wydawało się to niemożliwe. Nadzieja jednak umiera ostatnia. Wojska a z nimi bracia dotarli w okolice współczesnych Polkowic – do wsi Dąbrowa, mieli tu zostać na dłużej, zregenerować siły, ustabilizować rannych.
Trzej francuscy bracia w tym pozornym spokoju, upatrzyli szansę na powrót. Pewnej nocy wymykając się z obozu zobaczyli, jak ich pijani towarzysze broni atakują domostwo, biją mężczyzn, atakują kobiety, niszczą dobytek oraz strzelają dla zabawy do zwierząt. Nie mogli przejść obok tego obojętnie, korzystając z ciemności, która skryła ich tożsamość szybko poradzili sobie z tą sytuacją i przywrócili spokój mieszkańcom. Zostali hojnie obdarowani mlekiem i domowym chlebem. Byli tak wykończeni po walce z pijanymi żołnierzami, że tej nocy postanowili swoim zwyczajem znaleźć miłe miejsce, rozpalić ognisko i pomarzyć o powrocie do domu.
Znaleźli dąb, serdecznie zapraszający ich do siebie wygodnymi do siedzenia korzeniami, pokrytymi mchem oraz rozłożystą koroną, która za dnia dawała wytchnienie tworząc chłodny cień. Stało się to ich ulubionym miejscem na kolejne tygodnie, zrozumieli bowiem, że nie mogą jeszcze odejść. Pijackie, brutalne awantury niestety się powtarzały a nasi bracia co wieczór, niczym superbohaterowie, mieli pełne ręce roboty. Po każdej pracowitej nocy, która nierzadko kończyła się dla nich nad ranem, spokojnie zasypiali pod dębem, pewni tego, że ich szlachetne czyny pozostają tajemnicą przed resztą armii. Niestety stało się inaczej…
Niemieckim żołnierzom nie podobało się, że ktoś psuje ich brutalną zabawę kosztem lokalnej ludności. Zawsze jednak, byli zbyt pijani by rozpoznać napastników, byli więc pewni, że to jacyś miejscowi chłopcy bronią swoich. Zorganizowali pewnej nocy zasadzkę. Grupa awanturników ruszyła do jednego z gospodarstw, za nimi jak co noc podążyli bracia. Wszystko wydawało się być jak zwykle, jednak kolejna grupa żołnierzy zaczaiła się na nich w krzakach nieopodal…było ich zbyt wielu, francuscy bohaterowie zostali bardzo dotkliwie pobici. Ostatkiem sił doczołgali się w swoje ukochane miejsce pod dąb, aby przemyśleć ucieczkę, na którą dziś i tak byli zbyt słabi.
Gdy rankiem wieść, że to właśnie trzech braci co noc pomagało miejscowym, rozeszła się po obozie, rozwścieczeni kamraci ruszyli w pościg za uciekinierami…znaleźli ich pół przytomnych z pobicia, w ich ulubionym miejscu przy dogasającym ognisku. Rozkaz za zdradę był jeden – rozstrzelać…Bracia wstali, przytulili się do siebie tak mocno, że wystarczyła jedna kula i wszystkie trzy serca zostały śmiertelnie przeszyte…umierając z ich ust wydobyło się tylko zgodne, ciche Liberte maman…
Szlachetne czyny, młodość i niezwyciężone serca, zostały zakopane pod warstwą ziemi, bez szacunku, byle jak w pośpiechu. Żołnierze odeszli z wioski, bezimienny grób porosła trawa a miejscowe kobiety jeszcze długo, pamiętając heroizm młodzieńców składały w tym miejscu skromne wiązanki z błękitnych chabrów, białych rumianków oraz czerwonych maków, aby przez te barwy szlachetnym chłopcom choć trochę bliżej było do domu…

Paryż, Francja 1945

Wdowa wracając z zakupów na targu, przysiadła na ławce pod dębem. Jak co dzień rozmyślała o swoich ukochanych synach. Choć z tęsknoty kłuło ją serce, to nadal miała nadzieję ich jeszcze zobaczyć. Gdy zatopiła się we wspomnieniach i planach, co im ugotuje gdy wrócą… Jak każda matka uwielbiała rozpieszczać ich domowymi smakołykami. “Może upiekę im ich ulubione ciasto”- pomyślała z uśmiechem, wtedy na jej kolana spadły złączone główkami trzy żołędzie. “To znak…do zobaczenia moi kochani…” pomyślała a po jej policzku spłynęła gorzka łza.

Trzech braci krwi pod ziemią obcą zagrzebanych,
ileż więcej serc ich odejściem roztrzaskanych

latami wraz z miłością pielęgnowane
pod dębem młodość z odwagą w ofierze oddane

tą jedną kulą, dusza matki rozszarpana
tak ból jak i nadzieja po równo do śmierci chowana.

Inspiracja:

We wsi Dąbrowa w bliskości jednego z dębów znajduje się niewielki grób. To mogiła trzech francuskich żołnierzy, jeńców wojennych, zastrzelonych przez Niemców prawdopodobnie w ostatnim roku wojny. Skąd się tutaj wzięli, za co zostali rozstrzelani, pozostanie już raczej na zawsze tajemnicą.
 

Author: Gabriela

Share This Post On